poniedziałek, 27 maja 2013

Rozdział 7

Był sobie maraton filmowy i był sobie tydzień i te parę dni, a aktualnie jest 8 października. Już za 2 dni jest rocznica śmierci mamy. Z chłopakami, hmm mamy dziwne relacje. Zaprzyjaźniłam się z Louisem, bo on mnie naprawdę rozumie. Reszta też stała mi się bliższa. Z Zaynem znaleźliśmy wspólny nocny język. Czemu nocny, ponieważ zawsze przed snem przyłazi żeby mnie przypilnować abym się nie pocięła. Robi mi odwyk. Charlie też stał mi się bliski. Przy nim czuję się tak jakbym miała starszego, kochającego brata. No, ale koniec tej retrospekcji. Chłopcy 3 dni temu pojechali na koncert. Współczuję im ponieważ z nimi pojechał Paul wraz z Nadią, ja jakoś tam się wymigałam, ale dzisiaj już te małe potwory z wiedźmą na czele wracają. Oj będzie się działo. Moje wredna część osobowości już zaciera radośnie ręce. Zbiegłam radośnie do kuchni i siadając na blacie odpaliłam laptopa. Zaraz do mnie na Skypie zadzwonił Zayn. Odebrałam i w monitorze pojawiło mi się 5 radosnych ryjków.
J - Hej, czego się na spawaliście.
Lou - My niczego.
J - To co się tak cieszycie?
H - Bo mamy już dosyć Nadii a wracamy do domu.
Lou - I się za tobą stęskniliśmy.
N - I liczymy na dobry obiad.
Z - A nie trutkę na szczury - dokończył za Nialla Zayn.
Li - Chłopaki chodźcie zaraz samochód przyjedzie - powiedział zaraz po tym jak spojrzał na telefon.
J - Lećcie zaraz się spotkamy - uśmiechnęłam się do kamerki.
Li - Pa - krzyknął i wyszedł z pokoju.
H i N - Narka - krzyknęli razem i wyszli.
Lou - Do zobaczenia mała - powiedział i przesłał mi całusa, po czym wyszedł jak reszta. po drugiej stronie kamerki został już tylko Zayn.
Z - Mam nadzieję, że się nie pocięłaś - powiedział z nadzieją.
J - Nie - wyszeptałam odwracając wzrok.
Z - Przepraszam jeśli cię zasmuciłem, ale ja się po prostu o ciebie martwię - powiedział a w moim sercu coś zapłonęło. Ktoś się o mnie martwi.
Li - Zayn ruszaj dupę - wrzasnął Liam, a Zayn obejrzał się do tyłu po czym znów skierował swój wzrok na mnie.
Z - Muszę kończyć - powiedział smutno.
J - Papap - powiedziałam i przesłałam mu całusa, po czym wyłączyłam Skype'a. Spojrzałam przed siebie i się uśmiechnęłam. On się o mnie martwi. Moja dusza w środku zaczęła skakać z radości. Szczęśliwa zeskoczyłam z blatu i włączając na laptopie muzykę, tanecznie i śpiewnie zaczęłam szykować rzeczy na zapiekankę ziemniaczaną. Szybko ją uszykowałam i wstawiłam do piekarnika. Czekając aż dojdzie zaczęłam wygłupiać się na środku kuchni. Nagle usłyszałam jakieś oklaski. Zdziwiona zatrzymałam się w miejscu i spojrzałam w tamtą stronę, a tam co 5 debili zwijająca się ze śmiechu.
J - O kurwa mam halucynacje - powiedziałam przecierając oczy.
Li - Ale my tu jesteśmy.
J - I jeszcze problemy ze słuchem - powiedziałam, a śmiechy się zwiększyły.
Lou - Mała - krzyknął i podbiegł mnie przytulić.
J - Aaaaaaaaa demon - zaczęłam przed nim uciekać, ale wyrżnęłam orła przez wystawioną nogę Harrego.
H - Ale spektakularna gleba - powiedział, a moim oczom ukazał się powstrzymujący śmiech Zayn.
J - Haha bardzo śmieszne - powiedziałam obrażona - I zapiekanka ziemniaczana jest cała moja - tylko to powiedziała a cała piątka rzuciła mi się z pomocą - Bez łaski - powiedziałam wstając.
N - A dostaniemy jeść - zapytał robiąc słodkie oczka.
J - Jak 2 niedziele do kupy się zejdą a po środku stanie papa Smerf - powiedziałam a do kuchni wszedł ojciec ubrany cały na czerwony - Chyba sobie kpisz - powiedziałam unosząc oczy do góry.
Z - Czyli dostaniemy - powiedział i się uśmiechnął.
P - Jewel córeczko - podszedł aby mnie przytulić ale ja cofnęłam się do tyłu.
J - Łapy precz - podeszłam do kuchenki i wyjęłam jedzenie. Nałożyłam na talerze i położyłam przed chłopcami. - Smacznego - wraz ze swoim talerzem poczłapałam do siebie do pokoju. Postawiłam jedzenie na biurku, a sama siadłam na parapecie obserwując chmury. Nawet nie wiem ile czasu minęło, a drzwi do pokoju trzasnęły i ktoś do mnie wszedł.
Lou - Jak się czujesz.
J - Jak wyruchana prostytutka - powiedziałam, a on wybuchnął śmiechem.
Lou - Jak kto?
J- No jak przerypana prostytutka. Taka otwarta księga.
Lou - Skąd ty takie porównania bierzesz. 
J - Yyyy z głowy.
Lou - Aha rozumiem, a czy w rodzinie wszyscy zdrowi?
J - Nie za bardzo - powiedziałam i się smutno uśmiechnęłam.
Lou - Bardzo za nią tęsknisz?\
J - Nawet nie wiesz jak bardzo. Chciałabym ją teraz mocno przytulić, powiedzieć, że ją kocham.Zjeść czekoladowe muffiny popite mlekiem. Usłyszeć, że wszystko będzie dobrze.
Lou - \chodź tu do mnie - wystawił ramiona a ja mocno się do niego przytuliłam - A teraz uśmiech poproszę, i leć się pakować bo jutro lecimy do Paryża.
J - Naprawdę, polecisz ze mną?
Lou - Nie tylko ja, ponieważ chłopcy też lecą.
J - Dziękuje za wszystko co robicie.
Lou - W końcu jesteś jak jedna z moich małych siostrzyczek,
J - Starszy braciszek Lou, co to się porobiło - zaśmiałam się a on walnął mnie w ramię.
Lou - Dobra zjedz, później przyjdę.
J - Jeszcze raz dziękuje.
Lou - Nie ma za co - kiedy wyszedł z pokoju na moich ustach gościł szeroki uśmiech. Kocham tego wariata. Oczywiście jak brata.


Przepraszam, że długo czekaliście i do tego krótki, ale nie mam za bardzo czasu więc ten pisany był na szybko, więc jest krótki, głupi i bez sensu.


4 komentarze:

  1. Rozdział jest suuuper : )
    Czekam na nn : )

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla mnie bomba ^^ Też czekam na nn :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiesz co ,moja mama umarła10 października i wspomnienia powróciły. Czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej zostałam nominowana do Libster Award, ty też :) Więcej informacji tutaj: http://bellieve1d.blogspot.com/2013/05/hej.html#comment-form

    OdpowiedzUsuń