niedziela, 19 maja 2013

Rozdział 6

Udając, że wczorajsza sytuacja nie miała miejsca zaraz po wstaniu z łóżka poszłam do łazienki gdzie szybko załatwiłam to co miałam i ubrana w to zeszłam na dół. Udając, że wszystko gra weszłam do kuchni i siadłam przy stole. Malik gdy mnie zauważył zaczął mi się przyglądać, a w szczególności moim rękom.
J - Możesz przestać - warknęłam zła na niego.
Z - Nie - powiedział i jeszcze bardziej wbił we mnie swój wzrok.
J - Ja pierdole - powiedziałam kręcąc głową i aby oderwać wzrok chłopaka ode mnie wstałam i podeszłam do lodówki. Wyjęłam z niej składniki na jajecznicę i nie zwracając uwagi na spojrzenia piątki osób wlepiających się w moją osobę zaczęłam robić sobie śniadanie. Gdy jajka były już gotowe nałożyłam je na talerz i siadłam przy stole.
Li - Smacznego - powiedział uśmiechnięty i napił się kawy z kubka.
J - Yyy tia smacznego - powiedziałam niepewnie. Zaczęłam jeść. Nagle do kuchni wszedł mój ojczulek w towarzystwie tego potwora.
P - Dzień dobry dzieci - powiedział uśmiechnięty.
N - Cześć Paul - powiedział uśmiechnięty, ale zaraz jego uśmiech zniknął kiedy wiedźma na niego spojrzała.
Na  - Ooo kogo ja tu widzę - zwróciła się do mnie. 
J - Ach jaka piękna scena. Rodzina w komplecie, są dzieci jest ojciec i paszczur - uśmiechnęłam się wrednie i niezauważalnie wylałam trochę wody na podłogę.
Na - Coś ty powiedziała - wkurzona chciała podejść obok mnie, ale poślizgnęła się i pieprznęła na dupsko.
J - Upsi chyba ktoś się przewrócił - powiedziałam niewinnie. Chłopcy zaczęli powstrzymywać śmiech, a ojciec podbiegł do tej całej Nadii.
P - Jewel - wrzasnął na mnie kiedy pomógł jej wstać.
J - Tak - powiedziałam słodko.
P - Dlaczego jej to zrobiłaś.
J - Ale to nie ja - powiedziałam niewinnie kręcąc na palcu pasmo włosów, sama się wywaliła.
Na - Ja ci jeszcze gówniaro pokażę  - powiedziała zła - I tej bandzie idiotów też. Nadia Edwards jest nieśmiertelna.
Z - Chyba jej zapach - mruknął pod nosem, a ja spojrzałam na niego z otwartymi ustami.
Na - Coś ty powiedział.
Z - Że mam cię w dupie i się ciebie nie boję.
Na - Paul - pisnęła zła.
Li - My też już nie - powiedział a mój szok out jeszcze bardziej się powiększył.
P - Dobra chłopcy my pogadamy później z tobą też młoda damo.
J - Chciałbyś - powiedziałam i rozsiadłam się wygodnie na krześle - A tak w ogóle to czy pani już nie powinna iść - zwróciłam się do kobiety - Pani babcia będzie się martwić, o to że zginęła pani pomylona z karaluchem
Na - Paul wychodzimy - pisnęła zła i wyszła z domu ciągnąc mojego ojca za rękę.
N - Kocham cię  - wrzasnął i mnie przytulił.
J - Żę hę - zrobiłam minę WTF. 
N - No jak siostrę oczywiście - szybko wyjaśnił.
J - Extra a możesz już mnie puścić - powiedziałam zniesmaczona.
N - A no tak już - powiedział zawstydzony i odsunął się ode mnie.
J - A tak w ogóle to za co mnie kochasz.
N - Za to, że dzięki tobie mamy odwagę dogadać tej wiedźmie.
J - Aha - powiedziałam tylko i poszłam zanieść talerz do zmywania. Gdy talerz już zajął należyte miejsce w zmywarce wyszłam do ogrodu. Tam siadłam na trawie i zaczęłam patrzeć w niebo. Wszystko by było gites gdyby nie deszcz który zaczął kapać. Smutno poczłapałam znów do domu. Tam poszłam do siebie do pokoju. Siadłam na parapecie i zaczęłam wystukiwać rytm. Nagle do wystukiwania rytmu doszedł cichy śpiew. Moją jakże zacną czynność przerwało otworzenie się drzwi.
Lou - Mogę - zapytał niewinnie.
J - Yhym - powiedziałam nadal patrząc na widoki za oknem. Podszedł do mnie i jako że mam duży parapet do siedzenia to usiadł obok mnie.
Lou - Ja cię rozumiem - powiedział nagle.
J - Co? - zapytałam nie za bardzo go rozumiejąc.
Lou - Wiem, że nie łatwo jest patrzeć jak twój rodzic ma kogoś nowego w swoim życiu - powiedział i spojrzał za okno - Ale trzeba żyć dalej. Nie wolno się poddawać.
J - Ja nie wiem co powiedzieć - powiedziałam zgodnie z prawdą.
Lou - Nie odtrącaj nas proszę, a przynajmniej nie mnie. Chcę zostać twoim przyjacielem.
J - Ale...
Lou - I nie ma żadnego ale, a teraz opowiadaj fajnie jest w Paryżu - zapytał rozmarzony.
J - Hahaha nie wiem - powiedziałam wzruszając ramionami.
Lou - Jak to?
J - Ponieważ mój pobyt w Paryżu był hmm dziwny, a poza tym nie lubię tego miejsca - powiedziałam a moje oczy zaszły łzami - Mam złe wspomnienia, a szczególnie ze szpitalem.
Lou - Jak nie chcesz nie musisz mówić - powiedział i się do mnie przytulił.
J - Kiedyś ci powiem na pewno, ale jeszcze nie teraz - powiedziałam uśmiechając się lekko - Nie jesteś aż taki zły.
Lou - Louis Tommo Tomlinson nigdy nie jest zły jest śmieszny ale nie zły - powiedział z udawanym ofuczeniem.
J - Oj nie fochaj się chodź na dół po coś słodkiego i co seans filmowy.
Lou - No pewnie, a przyjmiemy jeszcze tamtych debilów.
J - Czemu??
Lou - Bo wiedźma przyjechała,
J - No to niech się już tu schodzą - powiedziałam z uśmiechem i zeszłam na dół. Schodząc po schodach do kuchni w salonie zobaczyłam obściskujących się Paula i Nadię. - Nie zapyl jej tylko - powiedziałam i poszłam do kuchni - Jak ja jej nienawidzę - powiedziałam pod nosem. 
Z - Uwierz mi nie jesteś sama - powiedział a ja przestraszona podskoczyłam.
J - Boże człowieku nie strasz - powiedziałam i zaczęłam szukać po szafkach słodkości. Kiedy ja oraz Malik mieliśmy całe ręce zapchane słodkościami poszliśmy na górę to tych Gargameli. Mam nadzieję, że nie będę musiała użyć piły mechanicznej aby wygonić ich jak coś z pokoju.

PRZEPRASZAM!!!!! Przepraszam za tą porażkę pisarską po prostu chciałam aby wyszło fajnie ale przedobrzyłam i wyszła dupa. Przepraszam.

6 komentarzy:

  1. Dobrze jest!
    Czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  2. Zajebisty jest.!!!
    Czekam na nn.:3

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział !!! Czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej tu ja twój leniwiec kanapowy. Kcie mój to jest boskie ! I czekam na ciąg dalsz i o mój boże jak ja nie lubię tej Nadii -.- Przypomina mi LL powinna należeć do SLL:D Stowarzyszenia Latajacych Ladacznic

    OdpowiedzUsuń